Nienawidzę mojej synowej i życzę jej ogromnego cierpienia. Przez tę lafiryndę mój syn rzucił się pod pociąg

Synowa, której nie chciała zaakceptować, wprowadziła do ich życia chaos i zniszczenie. Każde ich spotkanie kończyło się awanturą, a gdy wydawało się, że gorzej być nie może, wydarzyła się tragedia…

Matka, rozbita po stracie syna, musi zmierzyć się z jego żoną w najmroczniejszych chwilach życia. Ostatecznie prawda, która wyjdzie na jaw, zmieni wszystko…

Wszystko zaczęło się od jednej kobiety

Nigdy jej nie lubiłam. Ta dziewczyna, od pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłam, wydawała mi się fałszywa. Może to jej zbyt szeroki uśmiech albo sposób, w jaki zmuszała mojego syna, by robił wszystko pod jej dyktando? Andrzej, mój jedyny syn, zawsze był silny i niezależny, ale przy niej stał się cieniem samego siebie. Nagle przestał odwiedzać rodzinny dom, unikał rozmów, a nasze wspólne obiady zamieniły się w krótkie, zdawkowe spotkania.

Czasami próbowałam z nim porozmawiać, ale każde moje słowo kończyło się kłótnią. „Mamo, ona jest moją żoną. Jeśli nie możesz jej zaakceptować, nie musimy się widywać!” – krzyczał. Jego słowa raniły mnie do żywego, bo wiedziałam, że ta kobieta go zmienia.

Tragedia, której nikt nie przewidział

Pewnego wieczoru usłyszałam wiadomość, która mnie zszokowała. Andrzej… rzucił się pod pociąg. Policja potwierdziła, że było to samobójstwo. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mój syn, pełen życia i marzeń, podjął tak drastyczną decyzję. Winiłam za to tylko jedną osobę – jego żonę, Martę.

Na pogrzebie ledwo mogłam spojrzeć jej w twarz. Wyglądała na zdruzgotaną, ale w moich oczach była winna. Przez nią mój syn nie żył.

Kłótnia, która zmieniła wszystko

Kilka tygodni po pogrzebie Marta przyszła do mnie. Byłam wściekła, gdy zobaczyłam ją na progu. „Czego chcesz? Czy jeszcze nie dość mnie skrzywdziłaś?” – wybuchnęłam.

„Nie przyszłam się kłócić, tylko wyjaśnić coś ważnego” – odpowiedziała cicho. Jej ton mnie zaskoczył, ale nie zamierzałam ułatwiać jej życia. Wpuściłam ją, ale z sercem pełnym goryczy.

Okazało się, że Marta przyniosła list. List od Andrzeja. Drżącymi rękami rozwinęłam papier i zaczęłam czytać. Słowa mojego syna były jak cios prosto w serce.

Prawda wychodzi na jaw

W liście Andrzej wyjaśnił, że od lat zmagał się z depresją, o której nikomu nie mówił. Pisał, że Marta była dla niego jedynym wsparciem, kimś, kto ratował go każdego dnia. Wyjaśnił, że jego decyzja nie miała nic wspólnego z nią – to on czuł się przytłoczony światem, pracą i oczekiwaniami.

„Mamo, Marta próbowała mi pomóc. Nie pozwól jej cierpieć za coś, czego nie mogła powstrzymać” – napisał.

Gdy skończyłam czytać, czułam, jakby grunt osunął mi się spod nóg. Cały czas obwiniałam Martę, a tymczasem była ona jedyną osobą, która próbowała uratować mojego syna.

Jak zakończyć nienawiść?

Marta wyszła z mojego domu, zanim zdążyłam coś powiedzieć. Teraz wiem, że powinnam ją przeprosić, ale nie wiem, czy znajdę w sobie siłę, by to zrobić. Straciłam syna, ale czy to znaczy, że muszę stracić także człowieka, który go kochał równie mocno jak ja?

A Wy? Jak byście postąpili w takiej sytuacji? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona przed kopiowaniem !!