Słodkie wyznania miłosne i obietnice miały zamydlić mi oczy. Po romantycznych kolacjach, na noc wracał do żony i syna
Spotykaliśmy się w tajemnicy. Jego słowa były jak miód, a spojrzenie obiecywało wszystko, o czym marzyłam. Wieczory spędzaliśmy w restauracjach, spacerując brzegiem rzeki, śmiejąc się, jakbyśmy byli w innym świecie. Ale pewnego dnia coś zaczęło mi nie pasować…
Każde słowo zdawało się być prawdziwe, a jednak coś ukrywał. Gdy zniknął na kilka dni, a jego telefon milczał, postanowiłam w końcu dowiedzieć się prawdy. Nie wiedziałam jeszcze, że to, co odkryję, zmieni moje życie na zawsze…
Słodki początek znajomości
Poznaliśmy się w najbardziej banalny sposób, jaki można sobie wyobrazić – w kawiarni. Siedziałam przy stoliku, poprawiając prezentację do pracy, kiedy poprosił, czy może się przysiąść. Był czarujący, przystojny, miał ten urok, który sprawia, że czujesz się jak jedyna na świecie. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły trzy godziny.
To był początek. Zaczęliśmy się spotykać. Na początku delikatnie, z dystansem – kawa, kolacje, wspólne spacery. Andrzej, bo tak miał na imię, mówił mi, że czuje się ze mną tak, jakby na nowo odkrywał życie. Nie pytałam o jego przeszłość. Sam powiedział, że jest po trudnym rozstaniu, ale jeszcze formalności rozwodowe ciągną się w nieskończoność.
Obietnice bez pokrycia
„Z tobą chcę budować przyszłość” – powtarzał, trzymając mnie za rękę. Obiecał, że lada dzień ureguluje swoje sprawy. Te romantyczne kolacje, które organizował, wyglądały jak coś z filmu. Zawsze wybierał miejsca, gdzie byliśmy tylko my. Mówił, że lubi intymność.
Jednak z czasem zaczęłam zauważać, że coś nie gra. Wieczory były magiczne, ale po godzinie 22 jego telefon stawał się niesamowicie aktywny. SMS-y, które ignorował, nagłe spojrzenia na zegarek. „To nic ważnego” – tłumaczył, ale jego spojrzenie zdradzało coś innego.
Moment przełomowy
Pewnej soboty mieliśmy się spotkać na kolacji, ale Andrzej odwołał w ostatniej chwili, tłumacząc się pilną sprawą. Wtedy postanowiłam zaryzykować i pojechać pod jego mieszkanie, którego nigdy wcześniej nie odwiedziłam. Zaparkowałam w pobliżu i czekałam.
Około północy zobaczyłam, jak wraca – z bukietem róż w ręku. Ale nie był sam. Towarzyszyła mu kobieta, trzymając go za rękę, a obok nich biegał mały chłopiec. Serce podeszło mi do gardła.
Prawda wychodzi na jaw
Nie odpuściłam. Następnego dnia zadzwoniłam do niego, udając, że nic nie wiem. Kiedy zapytałam, co robił wieczorem, skłamał. Wtedy postanowiłam zagrać ostro.
„Byłam pod twoim domem” – powiedziałam w końcu. Cisza. „Więc wiesz…” – odpowiedział chłodno. Przyznał, że nigdy nie rozstał się z żoną, a ich „problemy” były tylko jego wymówką. Miał rodzinę, której nigdy nie planował zostawiać.
„Byłaś tylko odskocznią” – dodał, a ja poczułam, jak wszystko, co budowaliśmy, rozsypuje się na kawałki.