Córka narzuciła mi opiekę nad wnukami, twierdząc, że to mój obowiązek. Po 7 dniach w tygodniu spędzanych na zabawach i pieluchach, zaserwowałam jej lekcję życia.
Córka doszła do wniosku, że skoro jestem babcią, to naturalne, że zajmę się wnukami na pełen etat. Siedem dni w tygodniu, od rana do wieczora, byłam niańką, kucharką i animatorką zabaw… Aż postanowiłam coś z tym zrobić.
Nie sądziła, że się sprzeciwię. W końcu zawsze mogła na mnie liczyć. Tym razem przygotowałam jej lekcję życia, która długo zapadnie jej w pamięć…
Córka narzuciła mi opiekę nad wnukami
Zawsze uważałam, że wnuki to radość i błogosławieństwo. Gdy Zosia, moja córka, poprosiła mnie, bym zaopiekowała się małym Jasiem i trzyletnią Olą, zgodziłam się bez wahania. Miała ważne spotkanie w pracy, a zięć został pilnie wezwany na delegację. „Tylko jeden dzień, mamo!” – obiecała.
Ten jeden dzień szybko zamienił się w tydzień. Zosia oznajmiła, że szef docenił jej zaangażowanie i zlecił kolejne projekty. Dzieci, choć kochane, były absorbujące. Mały Jaś płakał za każdym razem, gdy tylko odchodziłam na chwilę do kuchni, a Ola wymagała nieustannej uwagi i zabawy. Noce przestały być spokojne – budziły mnie płacze i konieczność zmieniania pieluch.
„To Twój obowiązek!”
W końcu zebrałam się na rozmowę z córką. „Zosia, nie tak to miało wyglądać” – zaczęłam spokojnie, ale w odpowiedzi usłyszałam: „Mamo, jesteś babcią, a babcie zajmują się wnukami! Chcesz, żebym straciła pracę? To dla naszej rodziny!”. Moje serce pękło. Nie prosiłam o wiele – jedynie o odrobinę zrozumienia.
Nie chciałam robić awantury przy dzieciach, więc przemilczałam jej słowa. Jednak coś we mnie pękło. Zosia nie tylko nie dziękowała za pomoc, ale zaczęła traktować mnie jak darmową nianię, która zrezygnuje ze wszystkiego dla jej wygody.
Lekcja życia
Nazajutrz postanowiłam działać. Przygotowałam dzieciom wszystko, co mogło im być potrzebne – jedzenie, ubrania, zabawki – i wysłałam wiadomość do córki: „Musisz odebrać dzieci dziś o 17:00. Mam plany”. Była zdziwiona. „Jakie plany? Przecież jesteś w domu!” – odpisała.
O 17:30 zjawiła się, wzburzona i zmęczona. W salonie czekał na nią mały test. Na stole leżała lista zadań, które musiałam wykonać każdego dnia. Przy każdym punkcie znajdował się czas, który zajmowało mi dane zadanie. „To niemożliwe, żeby to wszystko robić” – wykrztusiła po przeczytaniu. „A jednak robię to codziennie” – odpowiedziałam spokojnie.
Punkt kulminacyjny
Nie mogła uwierzyć, że jedynie tydzień mojej pomocy tak ją rozleniwił. „Ale ja nie mam innego wyjścia!” – broniła się. Wtedy wyjęłam z szuflady kartkę z ofertą lokalnego żłobka. „Masz wybór. Albo zorganizujesz dzieciom opiekę, albo nauczysz się żonglować pracą i rodziną. Ja też mam swoje życie” – powiedziałam.
Zosia zbladła. Nie spodziewała się takiej stanowczości. Przez chwilę milczała, a potem westchnęła. „Mamo, nie wiedziałam, że aż tyle Cię to kosztuje. Przepraszam” – powiedziała w końcu.