Dla teściowej zawsze byłam niewystarczająco dobra, a mąż nic z tym nie robił. W końcu znalazłam sposób, by oboje poczuli się jak ja przez te wszystkie lata

Dla swojej teściowej byłam jak cień – zawsze obecna, ale nigdy wystarczająca. Nic nie robiłam dobrze, nic nie było „tak, jak powinno”. Mąż? Milczał. Patrzył w bok, jakby nie zauważał, jak jego matka mną manipuluje i jak ciężko mi znieść jej krytykę…

W końcu postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Ułożyłam plan, który miał pokazać jej, jak to jest żyć z kimś, kto tylko czeka, by wytknąć błędy. Nie sądziłam jednak, że wciągnę w to także męża… To, co zaczęło się jako niewinny rewanż, przerodziło się w coś znacznie bardziej złożonego…

Początek konfliktu

Od dnia naszego ślubu czułam, że dla teściowej nigdy nie będę wystarczająco dobra. Nawet w sukni ślubnej znajdowała coś, co jej się nie podobało, a przyjęcie było według niej „za skromne” i „mało rodzinne”. Na początku próbowałam się dostosować, dogadać, wprowadzić „jej standardy” do naszej codzienności, ale szybko przekonałam się, że jej zadowolić się po prostu nie da. Zawsze miała coś do powiedzenia: obiad był za słony, kwiaty na stole – zbyt pstrokate, a ja? Moje zachowanie zawsze „lekko dziwne”, „zbyt wyzywające” albo „za ciche”. Mąż, zamiast mnie wspierać, najczęściej milczał.

Codzienna kontrola

Każde nasze spotkanie kończyło się tak samo – krytyką, której nie potrafiłam już słuchać. Nawet kiedy zaprosiłam ją na niedzielny obiad, w roli gospodyni występowała nie kto inny jak ona sama. Wchodziła do kuchni, przewracała oczami na widok moich „niedomytych” szafek i podnosiła brwi, kiedy widziała, jak kroję warzywa. Wydawało się, że jedynym celem jej wizyt było podkreślanie, jak to ona jest „dwa kroki przede mną” w każdej dziedzinie życia.

Niemal zaczęłam wierzyć, że może faktycznie jestem tak nieudolna, jak to sugerowała. Mąż? On jedynie wzdychał i uspokajał: „Ona taka jest, nie zmienisz jej, po co się przejmować?”. No cóż, przejmowałam się – a raczej przejmowała się osoba, która przez te wszystkie lata była poddawana nieustannemu testowi.

Plan rewanżu

Pewnego wieczoru, po kolejnym pełnym napięcia spotkaniu, coś we mnie pękło. Pomyślałam sobie: „A co, gdyby to ona choć raz poczuła, jak to jest być na moim miejscu?” To nie miało być nic wielkiego, tylko małe przypomnienie. Postanowiłam, że zacznę baczniej przyglądać się jej zachowaniom, drobnym wpadkom i… zaczęłam odpytywać o szczegóły.

Pewnego dnia przyszła do nas na obiad z przygotowanym przez siebie ciastem. Gdy zaczęła kroić kawałki, zapytałam z troską w głosie, czy aby na pewno dodała do niego cukier, bo wyglądało jakoś blado. Zareagowała lekkim zdziwieniem, jednak uśmiechnęła się nerwowo i powiedziała, że „przecież wie, co robi”. Dobrze, nie komentowałam więcej. Ale za każdym razem, gdy tylko zaczynała się mądrzyć, ja – tym samym tonem, jakiego używała wobec mnie – rzucałam niewinne pytania lub sugestie. „A skąd to wiesz?”, „Jesteś pewna, że tak jest najlepiej?” Po kilku takich komentarzach zauważyłam, że zaczyna się denerwować. I choć czułam się nieco winna, nie mogłam przestać.

Konfrontacja z mężem

Mąż szybko zauważył zmianę. Zamiast siedzieć cicho, zaczęłam działać tak, jak robiła to jego matka. Pytania, niedomówienia, insynuacje… Byłam tak dobra w swojej roli, że sam wydawał się nieco zagubiony. Pewnego wieczoru, po wizycie u teściowej, gdzie mój „wyrafinowany” rewanż poszedł o krok za daleko, postanowił interweniować. Zaproponował, żebyśmy porozmawiali, i wtedy wylało się wszystko, co we mnie zalegało przez lata. Powiedziałam mu wprost, że nie jestem w stanie tego dłużej znosić, że to nie jest sprawiedliwe, że zawsze tylko ja muszę się starać.

Wtedy zaskoczył mnie – wyznał, że nigdy nie chciał wchodzić w konflikt z własną matką i, choć wiedział, że często przesadza, po prostu próbował „unikać dramatu”.

Ostatnia kropla

Dopiero w kolejny weekend, kiedy zaprosiliśmy ją na kolację, wyszło na jaw, że teściowa czuje się coraz bardziej niekomfortowo. Mój „test” na jej cierpliwość wydawał się działać, ale kiedy zaczęła komentować mój nowy wystrój w salonie, przejęłam pałeczkę i zaczęłam bacznie jej się przyglądać. Ostatecznie zapytałam, czy byłaby skłonna zaakceptować cokolwiek, co robię, i czy zdaje sobie sprawę, że sama zachowuje się dokładnie tak, jak przez lata zarzucała to mnie.

Zamilkła. Mąż spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a potem po raz pierwszy od lat stanął po mojej stronie. I choć nasza rozmowa nie przebiegła spokojnie, czułam, że wreszcie mogę oddychać. Teściowa poczuła dokładnie to, co ja przez te wszystkie lata – bycie stale poddawaną ocenie.

Czy Waszym zdaniem taki sposób na poradzenie sobie z teściową to dobra metoda? A może znacie inne sposoby, jak radzić sobie z trudnymi relacjami? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona przed kopiowaniem !!