Córka traktowała mnie jak darmową nianię i kucharkę. Nigdy nie pytała, czy mam czas – po prostu wymagała, bym się pojawiła na zawołanie. W końcu postanowiłam powiedzieć dość…
Od kiedy zostałam babcią, moje życie zmieniło się nie do poznania. Córka sądziła, że jej dzieci to także mój pełnoetatowy obowiązek. Znikała na całe godziny, a ja nie miałam chwili, żeby pomyśleć o sobie. Zaczęłam czuć się jak nieopłacona niania…
Cierpliwość, którą kiedyś miałam, zaczęła się kruszyć. Gdy córka przestała nawet pytać, tylko wymagała, żeby zjawić się na każde zawołanie, coś we mnie pękło. Wiedziałam, że muszę się przeciwstawić…
Darmowa niania czy babcia z sercem?
Bycie babcią – zawsze myślałam, że to będzie coś wyjątkowego, pełnego miłości i ciepła. Kiedy urodziła się moja wnuczka, cieszyłam się każdą chwilą spędzoną z małą. Gotowałam dla nich obiady, piekłam ciasta i dbałam, by mieli pełne lodówki. Tyle że moja córka zaczęła traktować mnie bardziej jak darmową nianię i kucharkę niż jak matkę. Z czasem przestała nawet pytać, czy mogę zostać z dzieckiem, tylko po prostu wymagała.
Zaczyna się „pełnoetatowy etat”
Z początku nie widziałam w tym nic złego. Przychodziłam do wnuczki z radością, zabierałam ją na spacery, czytałam bajki, gotowałam jej ulubione zupy. Ale po kilku miesiącach coś zaczęło mnie uwierać. Córka uznała, że to normalne, że jestem dostępna non stop. Było kilka sytuacji, które coraz mocniej wbiły mi się w pamięć – jak choćby ten jeden dzień, gdy zadzwoniła do mnie w sobotę o 6 rano. Chciała, żebym natychmiast przyjechała, bo „ona musi się wyspać po ciężkim tygodniu”. Jakimś cudem, tego ranka powstrzymałam się od złośliwej uwagi i pojechałam, chociaż czułam, że nie była to sytuacja awaryjna.
Znikała bez słowa
Z czasem stało się jeszcze gorzej. Córka bez żadnych skrupułów potrafiła zostawić mi wnuczkę na cały dzień, a sama wychodziła z domu bez słowa. Nie dzwoniła, nie uprzedzała. Zdarzyło się nawet, że raz wyjechała na weekend, a ja dowiedziałam się o tym dopiero w sobotę wieczorem! Nie wiedziałam, co gorsze – czy to, że tak po prostu mnie wykorzystuje, czy że nie dostrzega w tym niczego niewłaściwego.
Wycieczka, która otworzyła mi oczy
Pewnego dnia zaplanowałam wycieczkę do sanatorium. Miałam nadzieję, że spędzę tam trochę czasu na odpoczynku, spacerach, może nawet jakiejś relaksującej kąpieli. Ale gdy tylko wspomniałam córce o swoim wyjeździe, zareagowała tak, jakbym ogłosiła jej życiową katastrofę. „Ale jak to? A kto zajmie się małą? Przecież nie mogę wziąć urlopu!” – mówiła, jakby moje plany były czymś kompletnie niedorzecznym. Mimo jej protestów postanowiłam trzymać się decyzji i wyjechać.
Moment przełomu: kiedy powiedziałam „dość”
Po moim powrocie córka była chłodna i obrażona. Nie odezwała się przez tydzień, a gdy w końcu zadzwoniła, była bardzo wyniosła. „Mam nadzieję, że teraz już wiesz, jakie to ważne, żeby się angażować” – powiedziała. Te słowa sprawiły, że coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że córka nie traktuje mnie jak matkę, a już na pewno nie jak osobę, która ma własne życie i potrzeby.
„Dość” – powiedziałam jej podczas naszej ostatniej rozmowy, wyjaśniając, że nie mogę być nianią, kucharką i sprzątaczką na każde zawołanie. Jej mina była pełna szoku, ale ostatecznie uszanowała moją decyzję, choć zajęło jej to kilka miesięcy. Początkowo próbowała na mnie wpłynąć, tłumacząc, że „przecież to normalne”, jednak tym razem byłam nieugięta. Chciałam, aby moja pomoc była darem z serca, a nie obowiązkiem.
Prawda wychodzi na jaw
Po kilku tygodniach córka przyznała, że nasze życie musiało się zmienić. Znaleźli alternatywną opiekę do dziecka, a ja znów mogłam z radością odwiedzać wnuczkę, nie będąc pod ciągłą presją. Największym zaskoczeniem było jednak to, że córka po raz pierwszy otwarcie przyznała, jak wiele ode mnie wymagała i jak trudne to dla mnie było. Przeprosiła, a nasze relacje zaczęły się poprawiać.